PILICHOWSKI BAND
20.04.2006
Sala Koncertowa MOK
Opole
____________________

GALERIA

____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
12.09.2006

Kwestia wyjazdu na koncert Pilicha do Opola była oczywista, po zachwycie jaki wywował poprzedni gig we Wrocku. Na wspólny wyjazd namówiłem Arkapę. Zarezerwowaliśmy bilety wcześniej drogą mailową i późnym popołudniem 20 kwietnia ruszyliśmy z Wrocławia do Opola.

Oczywiście jak zwykle w moim przypadku bywa, wybrać się musiałem praktycznie na ostatnią chwilę. Po autostradzie dosyć rześko zasuwaliśmy, żeby nadgonić trochę. Brak zadbania o odpowiedni zapas czasu nie był szczególnie rozsądnym pomysłem, tym bardziej, że Opole było nam miastem obcym i nie bardzo wiedzieliśmy nawet jak dojechać na miejsce. Wprawdzie najbardziej charakterystyczne w mieście - bowiem okolice słynnego amfiteatru, ale jednak dla kogoś kto samodzielnie nigdy po danym mieście nie jeździł, trafienie może być nieco trudne (szczególnie, że miasto to jest dosyć poplątane).

W końcu znaleźliśmy tak amfiteatr, jak i parking przy nim, więc po opuszczeniu samochodu udaliśmy się w poszukiwaniu salki, w której koncert miał się odbyć. Tutaj również nie obyło się bez przygód - nie będę się rozwodził nad szczegółami, wspomnę tylko, że po krótkiej wycieczce po okolicy stwierdziliśmy, że Opolanie nie znają własnego miasta. Czasu było niewiele i przez moment już poważnie powątpiewaliśmy, czy zdąrzymy, ale jednak udało się. Powodzenie misji zawdzięczamy Arkapie, który mijawszy słup ogłoszeniowy wpadł na genialny pomysł, że bardzo możliwe, iż będzie tam powieszony plakat reklamujący występ, na którym podana będzie dokładna lokalizacja. Tak też było.

Tajemnicza sala koncertowa okazała się być pewnego rodzaju przybudówką w budynku amfiteatru. Najciemniej pod latarnią. Od razu po wejściu odebraliśmy wcześniej zarezerwowane bilety, które miały formę opasek na ręce. Więc niestety papierowej pamiątki z koncertu nie ma, a szkoda. Zresztą widać budżet na imprezy nie za wysoki - nawet owe skąpe opaski okazały się być po prostu odrzutem z jakiejś wcześniejszej imprezy, powiem czarnym flamastrem była na nich zamazana poprzednia data i nazwa wykonawcy. Nowej nie dopisano nawet długopisem.

Po odebraniu "biletów" weszliśmy do głównego holu i naszym oczom (a przynajmniej moim, bo Arkapa od razu pognał na salę nie bacząc co się dzieje dookoła) ukazali się muzycy zespołu wmieszani w tłum i rozmawiający z ludźmi. "Zaczaiłem" się na Agnieszkę, ale ta szybko zniknęła gdzieś w kuluarach, by za moment pojawić się na scenie.

Ta zaś robiła naprawdę pozytywne wrażenie. Opolska salka wyposażona jest w pokaźnych rozmiarów scenę, z profesjonalnym, widowiskowym oświetleniem i naprawdę przyzwoitym nagłośnieniem. Muzycy zespołu nieczęsto miewają okazję do grania w takich warunkach, co wielokrotnie podkreślali podczas pokoncertowego spotkania. Odbiór był więc fantastyczny - aż chciało się trochę pobujać. Zresztą było tradycyjne bujanie, pod koniec gigu :).

Dla mnie był to już gig bardziej świadomy, gdyż od ostatniego razu zdąrzyłem zapoznać się lepiej z twórczością Pilicha. Z olbrzymią radością powitałem wyczekiwane przeze mnie, świetnie odegrane Bass Talk i Nowe Buty (tu trochę popisać mogła się Agnieszka, chociaż w pewnym momencie chyba nieco trema ją zeżarła, bo ledwo zmieściła się z jednym przejściem w takcie).

Repertuar był bardzo podobny do tego, jaki zespół zaprezentował we Wrocku. Za to w składzie nastąpiła drobna zmiana - w kilku utworach pojawił się Zbyszek Filc, wspierający Pilichowski Band bądź to wokalnie, bądź gitarowo (oczywiście obecny był również główny gitarzysta, Bartek Papierz). Pozytywnie zaskoczyła mnie również frekwencja - sala, przewidziana na 300 miejsc wypełniona była po brzegi, donosić trzeba było dodatkowe krzesła.

Po koncercie nie mogło się odbyć bez zwyczajowego meet & greet. Najpierw pojawił się Bartek Papierz, z którym zamieniłem parę słów. Bardzo sympatyczny chłop. Następnie udało się zaczepić Zbyszka Filca i Kamila Barańskiego (którego imienia, wstyd się przyznać, zapomniałem i w przypływie spontanicznej weny zawołałem go "hej gościu" :)). Po dłuższej chwili pojawiła się również i wyczekiwana Agnieszka. Chyba ją nieźle wymęczyłem, bo rozmowa trwała dobre 20 minut :). Udało mi się dowiedzieć tego i owego, ale z tego wszystkiego zapomniałem o pamiątkowej focie - dlatego tym razem brak wspólnych zdjęć w galerii. Nadrobi się następnym razem... :)

www.000webhost.com