KULT
27.10.2007
Hala Orbita
Wrocław
____________________

BILET

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
19.12.2007

Dziewicze swe kroki skierowaliśmy tym razem ku scenie zbudowanej w hali sportowej Orbita, gdzie odbywały się Konfrontacje Rockowe wRock 2007 (w ramach VI Festiwalu Wyszehradzkiego). Jednak jedynym zespołem, który nas ku temu skusił, był poczciwy Kult. Cała reszta zespołów spotkała się z naszą totalną ignorancją.

Najgorsze jednak, że wśród tak nieciekawych supportów znalazł się również bodaj najnudniejszy - Myslovitz. Raz już musieliśmy przemęczyć występ tych usypiaczy (w Jarocinie przed Heyem), niestety oczekując na Kult trzeba było to powtórzyć. Ponieważ jednak nie czułem się tego dnia zbyt wyspany, z pomocą przyszedł mi właśnie Myslovitz. Po wejściu do Orbity i tzw. zwiadach, udaliśmy się na strategiczne pozycje, skąd był w miarę dogodny widok na wszystko, co się dookoła działo. Plastikowe krzesełka wygodą nie grzeszyły, ale okazały się wystarczająco komfortowe, by się regenerująco zdrzemnąć. Muzyka dobiegająca ze sceny znakomicie ululała do snu. Jednak nie w sposób, w jaki robi to kołysanka, acz bardziej tak, jak czyni to czasem mało estradowy uniwersytecki wykładowca.

Po Myslovitz przebudziłem się i pognałem z Ronniem pod scenę. Na Kulcie jak jest, mówić nie muszę - zawsze sporo luda i ogólnie jest gorąco pod sceną. Długo na Kult nie czekaliśmy. Setlista zaczęła się od Baranka - od razu radosne tańce pod sceną. Trzeba przyznać, że było nawet całkiem przyjemnie. Z początku wprawdzie trochę ciasno, ale zawsze się tak zaczyna. Potem ludzie się trochę męczą, część nie wytrzymuje i się wycofuje i robi się całkiem przyjemnie.

Następnie uraczeni zostaliśmy standardowym Kultowym coverem Iggy'ego Popa - Pasażerem. Kazik warczy swoją markową gardłową chrypą, pod sceną nadal wesoła zabawa. Jest głośno i energetycznie. Jednak następna pozycja w setliście to zwiastun zmian. Kult jest jednym z tych zespołów, które lubią grać tą samą setlistę przez wiele lat. I wreszcie na tej trasie przyszła pora na poważne zmiany i odkopanie paru staroci. Tak oto trzecią pozycją w setliście była TDK Kaseta - utwór pochodzący z albumu Tan wydanego w 1989 roku.

Dalej dosyć standardowo - Wódka, pozycja obowiązkowa chyba każdego gigu. Jak widać Kult nie daje chwili wytchnienia - pod sceną znów dziko. Następnie trochę spokojniejsze, ale również obowiązkowe Do Ani - chóralnie odśpiewane z licznie przybyłymi do Orbity wrocławskimi fanami. Kolejnym kawałkiem jest nieco monotonne Na Zachód! Ale po chwili energia wraca za sprawą Wspaniałej Nowiny, z charakterystycznym intrem na dęciakach. Z tego właśnie słynie Kult - to jego chyba najbardziej rozpoznawalny znak (nie licząc samego Kazika rzecz jasna).

Następnie kolejny rzadko grany kawałek - Axe z płyty Spokojnie, z dość charakterystyczną, zdawałoby się - "niedbałą" linią melodyczną. Potem Parada Wspomnień - kolejny charakterystyczny kawałek Kultu z wpadającym w ucho refrenem: "Nie nie nie nie nie nie nie te czasy już nie powtórzą się".

Następnie chwila wytchnienia przy łagodnych Jeźdźcach z płyty Spokojnie (kolejny rarytas na liście). Podczas intra bas gra melodię, która równie dobrze mogłaby zostać zagrana na skrzypcach harmonizujących ze sobą - ten kawałek ma w sobie niesamowity potencjał. Przyjemny, jednolity groove zachęca do bujania się pod sceną. Dalej mamy Lewe Lewe Loff - kawałek z charakterystyczną, powtarzającą się wstawką na werblu. Bardzo przyjemna melodia na dęciakach w końcówce utworu - znów dobrze się przy tym buja.

Później Czekając na Królestwo J.H.W.H. - kolejny klasyk pamiętający bardzo wczesne czasy. Ale to dopiero wstęp do prawdziwego rarytasa - Wróci Wiosna, Baronowo z płyty Kata Kazika. Naprawdę, słuchając takich utworów trudno się dziwić, że ta płyta odniosła tak wielki sukces. Przykładowo, ta piosenka łączy aż trzy pokolenia artystów: Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Stanisława Staszewskiego i na końcu Kazimierza Staszewskiego. Kawał historii kultury, można rzec. A jednocześnie znakomity dowód na skrajny eklektyzm w przebogatym repertuarze Kultu.

Dalej trochę żwawiej i bardziej standardowo: Kurwy Wędrowniczki oraz Pot i Kreff. Ten drugi to totalne szaleństwo pod sceną, o mało co mi głowy nie urwie. Kawałek dosyć nowy, ale niemal metalowe riffy powodują nagły przypływ adrenaliny. Trudno przy tym ustać spokojnie - na żywo brzmi niesamowicie! Głupawy tekst, ale piosenka wybitnie koncertowa - oby nigdy nie zabrakło jej w setliście!

Czarne Słońca odrobinę uspokajają atmosferę i wprowadzają specyficzny klimat. Niesamowite intro na klawiszach! Dalej kultowy standard a więc Arahja. Znów utwór o pięknym klimacie. Potem znów się bawimy przy skocznym i bardzo szybkim Ręce do Góry. Głupawe polecenie znane z tandetnych gigów, ale tutaj brzmi jakoś tak z klasą - poza tym kawałek o mało co łba nie urywa.

Goopya Peezda to kolejny rzadko grany kawałek. Ale też taki sobie. Podobnie rzadko grany Zegarmistrz Światła Purpurowy - ale to kawałek ze zdecydowanie wyższej półki. Dalej dosyć standardowo: płaczliwe 6 Lat Później, Poznaj Swój Raj, Brooklyńska Rada Żydów (głowa znów nie przestaje latać dookoła), Dziewczyna Bez Zęba na Przedzie i Lipcowy Poranek.

Kult schodzi ze sceny ale oczywiscie nie może obyć się bez bisów. Wśród 4 zagranych na koniec piosenek pojawia się m.in. obowiązkowa Polska.

To był zdecydowanie najlepszy koncert Kultu, na jakim dotąd byłem. Wprawdzie Orbita to nie najlepsze miejsce na takie imprezy (hala o sportowym przeznaczeniu), nagłośnienie było fatalne, ale prawdopodobnie niemożliwym jest nagłośnić ją porządnie. Ale zabawa pod sceną po prostu przednia, świetna setlista i mnóstwo pozytywnej energii. I jeszcze dodatkowe dwa plusy organizacyjne: ochroniarz, którego mieliśmy przyjemność obserwować przez cały gig, jako że stał dokładnie przed nami. Bawił się chyba lepiej niż większość fanów, przybijał piątki z Kazikiem i publicznością, rozkręcał zabawę. A przy tym wszystkim dobrze wypełniał swoję obowiązki. Zdecydowanie wielki plus gigu, było dzięki niemu o wiele zabawniej.

Drugi plus to Piotr Wieteska (menager Kultu), który zadbał o kilkadziesiąt litrów wody mineralnej. Picia nie brakowało - a jako że był to festiwal i wiele osób bawiło się na większej ilości gigów (sam Kult grał przecież bardzo długo, choć nie tak długo, jak ma w zwyczaju :)), był to bardzo ładny gest. W Europie oczywiście to standard, ale w Polsce jeszcze się nie spotkałem. Wielkie brawa.

Tylko następnym razem trzeba lepiej miejsce wybrać. Orbita sporo luda pomieściła, ale wrażenia słuchowe były niestety tylko przeciętne. Na szczęście wesoła, energetyczna zabawa pod sceną w pełni to zrekompensowała. Oby szybko nadszedł kolejny koncert Kultu!

www.000webhost.com