HEY
25.11.2007
Eskulap
Poznań 
____________________

BILET

GALERIA

MEET & GREET

SETLISTA

____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
27.11.2007

Poznań nigdy wcześniej nie gościł w mojej kotontourowej rozpisce. A ponieważ jest to miasto z pewnymi koncertowymi tradycjami, grzechem byłoby tego błędu w końcu nie naprawić. Pretekstem ku niniejszemu stał się znów Hey - który właśnie rozpoczął trasę 92-07. Jest to kolejna już zajebista rzecz w tym roku, którą robią, by uczcić 15-lecie istnienia. Początkowo taką okazją miał być specjalny koncert w Jarocinie - jak jednak pamiętamy, pogoda pokrzyżowała szyki i udało się zagrać zaledwie połowę planowanej setlisty. Gig mimo wszystko był niepowtarzalny - po szczegóły odsyłam do relacji.

Trasa jednak stała się znakomitym pretekstem, aby set zagrać w całości. I to nie tylko raz, ale dwanaście razy - tyle przystanków bowiem liczy trasa 92-07. Specjalny program ujrzeć i usłyszeć mogą zatem nie tylko wszyscy ci, którzy zmokli w Jarocinie, ale także fani, którzy nie mogli przybyć na tamten koncert.

Ta trasa to idealne zakończenie tak pracowitego roku. Hey naprawdę kilka razy nieźle zaskoczył fanów. Najpierw letnia trasa z mocno odświeżoną setlistą (do repertuaru wróciły wtedy od dawna nie grane kawałki, takie jak Sio, Że czy Z Rejestru Starszych Snów), potem ów jarociński jubileusz aż wreszcie niesamowity koncert dla MTV Unplugged. Zespół mógłby po tym wszystkim już spokojnie spocząc na laurach, wychodząc z założenia, że jak tak dalej pójdzie, to jeszcze trochę i fani odczuwać będą lekki przesyt.

Gdzieżby tam. Najlepszym na to dowodem wypełniony po brzegi fanami poznański klub Eskulap. Na miejscu zjawiliśmy się odpowiednio wcześniej, by zbunkrować się przy barierkach. Te zresztą odbyły w trakcie koncertu zabawną podróż - na jego początku stojąc w odległości ok. 1,5 m od sceny, a pod koniec - ledwie kilkanaście centymetrów.

Supportem były Muchy. Nawet całkiem niezła. Godzina takiego przyzwoitego rockowego grania. Perkman grał z feelingiem i melodie nawet chwytliwe. Może coś z tej kapeli kiedyś będzie.

Ale najważniejszy oczywiście Hey. Muzycy na scenie pojawiali się przy naprawdę gorącym powitaniu ze strony publiczności. Pod tym względem ludzie nie zawiedli, niesamowity klimat udzielił się wszystkim jeszcze zanim zaczał się koncert. Pierwszy na scenie pojawił się... Nowy członek zespołu, klawiszowiec. Niestety nie jestem w stanie w tej chwili przypomnieć sobie nazwiska, pardon - my bad. Potem Żaba, Jacek, Paweł i Kasia. Zaczęło się, podobnie jak w Jarocinie czy w Romie, od Fate - zagranego podobnie jak na Unplugged. A więc powróciła mocna część z nieregularnym groovem na bębnach. Trzeba przyznać, że początek rewelacyjny - na początku sama Kasia przy akompaniamecie klawiszy, a potem z pełnym że tak powiem "wypierdem" (w jakkolwiek dziwnie brzmiącym, ale jednak pozytywnym tego słowa znaczeniu) reszta zespołu - niezły czad! Pełna energia, zaczyna dziać się magia - zespół ma niezłego kopa, chyba po tym Unplugged. Od początku wiadomo, że to będzie niezwykły koncert!

Następnie Zobaczysz - w wersji zaprezentowanej już w Jarocinie. Czyli z pominiętymi nieregularnymi partiami refrenu. Potem pierwsza z piosenek, które tak bardzo zaskoczyły w Jarocinie - Eksperyment w nowej, skocznej wersji. Rewelacja! Dalej jeden z dwóch najbardziej kapitalnych moim zdaniem momentów koncertu - Cudownie. W Jarocinie ten kawałek mnie całkowicie zahipnotyzował, bo się go nie spodziewałem. Teraz uświadomiłem sobie, że wówczas nawet nie zorientowałem się, że ten również został przearanżowany, chociaż to, co najważniejsze, jest grane tak, jak na płycie. Ho to mój ulubiony album Hey i każdą piosenkę z tej płyty przyjmuję z otwartymi ramionami. Pamiętam, że po Jarocinie marzyłem, by usłyszeć to jeszcze raz na koncercie i... Proszę bardzo :). Fajnie, że zespół wybiera mniej znane piosenki (nie te 'singlowe'), ale jednak brakuje mi Ja Sowa w wersji elektrycznej. Ale to może na 20 jubileusz :).

Potem Ho - ale w wersji znanej z Unplugged. Czyli z narastającą dramaturgią. W Jarocinie starym zwyczajem wraz z Sową Kasia zaśpiewała te dwa numery jedynie przy akompaniamencie Żaby. Tym razem postawiono na najnowszą wersję, niestety nie odbieraną przeze mnie prawidłowo, bo w miejscu, w którym stałem, w ogóle nie było słychać Marcina. Ale jako żem muzyk, wystarczyło patrzeć na gryf, a dźwięki same generowały się w głowie :).

Przechodzimy do Pytajnika i mamy kilka naprawdę niezłych kawałków: Gdy Mnie Sen Zmorzy z niezwykle klimatyczną linią melodyczną, ostre jak brzytwa As Raindrops Fell, jeszcze ostrzejsze Je-łe (Kasia, podobnie jak na solowym gigu UniSexBlues Show, bez taryfy ulgowej - co w dużym stopniu uspokaja moje obawy co do słabnącego jej głosu) i oczywiście List. Tutaj spore zaskoczenie - List także uległ znacznym przemianom aranżacyjnym. Zastanawiam się tylko, czy w Jarocinie tego nie dostrzegłem, bo byłem tak zaćpany atmosferą tam panującą, czy jest to kolejna nowa rzecz. Nowa wersja jest trochę uproszczona w porównaniu z oryginalną, ale na szczęście utrzymuje stary klimat. Zabrakło zagranych w Jarocinie piosenek: Anioł i Wczesna Jesień.

Przechodzimy do Karmy i niestety tylko jeden utwór - w dodatku najbardziej oklepany, bo Katasza. Już ciekawszy wybór piosenek z tej płyty mogliśmy usłyszeć podczas letnich koncertów - Sio czy Że. Osobiście z chęcią usłyszałbym na żywo Dosyć Poważnie - moim zdaniem jedną z lepszych piosenek Hey.

Podobnie po macoszemu Hey potraktował swoją self-titled płytę, znaną też pod nieoficjalnym tytułem Stop. Z setlisty skradzionej Żabie wynikało, że mogliśmy usłyszeć 4 Pory lub Pomyłkę S. Dobrze, że padło na to drugie, bo pierwszy kawałek jest strasznie ograny. A Pomyłki Stwórcy nigdy nie słyszałem na żywo. Ale możnaby było pokusić się o To Co Czujesz czy Czas Spełnienia chociażby - bardzo charakterystyczne utwory dla Stopu.

Ale mniejsza z tym, bo... Oto nadchodzi czas na drugi najbardziej kapitalny moment koncertu! Angelene, czyli piosenka, która wywołuje zmasowany atak ciar i wzruszenia związanego ze wspomnieniami z koncertu Unplugged. Tak bardzo chciałem to jeszcze raz usłyszeć na żywo i oto jest! Tym razem zagrane z pełnym wykopem, elektrycznie - chociaż bez Agnieszki Chylińskiej, swoistego wulkanu energii, który dodał takiej pikanterii wówczas w Romie. Zresztą, w związku z Agą miała miejsce zabawna sytuacja. Ku mojemu zaskoczeniu, Kasia wykorzystała jej słynną linię melodyczną w drugiej zwrotce. Po piosence wkurzyła się, że stara się wejść tak jak Agnieszka, ale wciąż jej to nie wychodzi.

Mimo to, kawałek - rewelacja. Uczucia jakie mną targają, gdy go słyszę na żywo, są nie do opisania. Brzmienie koncertowe - także. Ale przechodzimy dalej. Hey wraca do swojego repertuaru, pora na płytę [sic!]. Mamy Manto, Z Rejestru Starszych Snów, Cisza Ja I Czas i Cudzoziemkę. Potem music.music: Mru-Mru, Muka, Missy Seepy (świetny koncertowy kawałek, nieźle buja) i na koniec Echosystem: Mimo Wszystko, Całą Noc, A Ty?, Luli Lali, W Imieniu Dam i Byłabym. Na tym zakończył się główny set, składający się łącznie z 25 kawałków.

Ale mamy jeszcze bisy! Zaczęło się od Zazdrości - w aranżu a'la 2007, ale nie tym znanym z Unplugged, ale tym ze zwykłych koncertów - a'la disco. To już taki auto-pastiż w wykonaniu Heya, robią totalne jaja z piosenek, których mają serdecznie dosyć (to samo tyczy się Teksańskiego). Potem ostrzej - dawno nie słyszana na żywo Antiba i [sic!]. Zabawa nieźle się rozkręciła! Następnie Dreams w wersji znanej z Unplugged i takowoż Teksański - totalna zabawa w rytm country :).

Po Teksanie zespół zszedł ze sceny, a ja byłem przekonany, że to już koniec. Mieli za sobą zagrane 30 kawałków i wszystkie najważniejsze przeboje już były. Ale nie - poznańska publiczność nie dała za wygraną i wszyscy ponownie pojawili się na scenie! To było dla mnie prawdziwe zaskoczenie, bo bisy te ewidentnie nie były zaplanowane. Na Leżę tu, Where Is My Mind bawiłem się wyśmienicie. A na sam koniec usłyszelismy Chyba - po czym "zgasło światło".

Koncert był naprawdę wyjątkowy. Kasia wielokrotnie ze sceny dziękowała fanom, za te wspólnie spędzone 15 lat. Była autentycznie wzruszona, ale też bardzo radosna. Cały zespół w świetnych humorach, na scenie energia i radość - Kasia podczas Texana usiadła sobie na podeście perkusyjnym i grała sobie na kolanach :).

Taki wieczór nie mógł zostać zwieńczony inaczej, jak niezwykle udanym M&G. Za kulisami udało się pogadać trochę i wziąć podpisy na wielkim plakacie od wszystkich z wyjątkiem Żaby, który gdzieś sobie poszedł.

3 dni i 3 noce w Poznaniu - rewelacyjna zabawa, rewelacyjni ludzie. Było po prostu pięknie!

Tymczasem trasa 92-07 trwa dalej, następny przystanek jaki zaliczymy: Wrocław, WFF.

 

www.000webhost.com