SQUAD
03.03.2008
Łykend
Wrocław
____________________

GALERIA

MEET & GREET

____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
20.03.2008

Koncerty TT w Łykendzie to już norma. Zawsze jest radość! A w tym roku Wojtek jest wyjątkowo aktywny, gdyż to dopiero drugi z trzech zaplanowanych w tym roku koncertów w tymże klubie. Przypomnijmy, że pierwszy odbył się w styczniu - Pilichowski Band rozgrzewał się wówczas przed nagraniem koncertowego DVD w Warszawie (zresztą, w bonusach powinien znaleźć się nagrany amatorską kamerą materiał z Wrocławia). Kolejny odbędzie się już za miesiąc - tym razem będzie to promocja owego DVD :). Natomiast środkowy koncert, o którym teraz mowa, to było już całkiem co innego.

Squad to projekt Marka Raduliego, w skład którego wchodzą także, poza dwoma wymienionymi już panami, następujący muzycy: Wojtek Olszak na klawiszach, Radek Owczarz na bębnach i Adam Bałdych na... skrzypcach.

No właśnie, gdyby nie to ostatnie, to mielibyśmy rzecz bardzo podobną do TTR2. Szczerze mówiąc, to właściwie tego się spodziewałem - takiego TTR2 uzupełnionego tylko skromnie o klawisze i skrzypce. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że otrzymaliśmy zupełnie nową jakość!

Oczywiście prezesem tego przedsięwzięcia jest Marek Raduli i to daje się odczuć już od samego początku. W charakterystyczny dla siebie, spokojny i skromny, wręcz gentlemański sposób przywitał publiczność i zapowiedział zespół. Całkowite przeciwieństwo Wojtka, który stara się rozkręcić towarzystwo i sypie żartami jak z rękawa. Podczas koncertu mieliśmy okazję usłyszeć w większości znane nam już utwory z repertuaru TTR2, ale także kilka nowych.

Zaczęło się od fantastycznej wersji spokojnego, refleksyjnego wręcz DB. Raduli już od pierwszej chwili czaruje niepowtarzalnymi brzmieniami swojej gitary. Trzeba przyznać, że jest w tym temacie ekspertem. Owczarz w tym kawałku jeszcze nie miał zbyt wiele do powiedzenia, ale za to Adam Bałdych od razu pokazał się z dobrej strony i zaskoczył wszystkich mocno elektronicznym, sfuzzowanym brzmieniem skrzypiec. Ktoś tylko słuchając nagrania, mógły pomyśleć, że grał on na drugiej gitarze elektrycznej!

Wszyscy muzycy, chociaż znam ich już dosyć dobrze, i widziałem na żywo nie raz (z wyj. Bałdycha właśnie), bardzo mnie zaskoczyli tego wieczoru. Zwłaszcza Pilich, który pokazał się z zupełnie innej strony - w więszości utworów grał spokojne, melodyjne, wręcz liryczne solówki palcami. To spory kontrast dla jego "karabinowej" gry, do której przyzwyczaja w trakcie koncertów swojej formacji. Oczywiście, tego także nie zabrakło, ale znakomitą większość stanowiły właśnie spokojne, bardziej jazzowe solówki. Nie zabrakło też ciekawych brzmień i przesterów basówki.

Pierwsza część setu zakończyła się zaskakującą wersją dobrze znanego standardu So What, obfitującą w wiele dialogów między muzykami i harmonii. Naprawdę niesamowicie świeża wersja. Po tej niezwykle energetycznej porcji energii (i radości!) nastąpiła kilkunastominutowa przerwa, w czasie której można było uzupełnić zapas piwka na stoliku.

Druga część zaczęła się mocnym wykopem - flagowym kawałkiem TTR2, Nowe Buty. Jednak oczywiście najlepsze zostało na koniec. A była to fenomenalna wersja Bass Talk, podczas której Wojtek ostatecznie pokazał pazur. Muszę jednak najpierw wspomnieć o niesamowitym i długim solo na perkusji Radka Owczarza, który tego wieczoru ostatecznie przekonał mnie do siebie (w TT Bandzie nie ma za bardzo jak się pokazać). Gość gra po prostu fenomenalnie, ma swój indywidualny styl gry i ekspresji. Z początku bardzo żałowałem, że nie ma Łosia (bo według pierwszych informacji to miał być koncert TTR2), ale po tym solo ostatecznie przekonałem się, że wcale nie jest gorzej (a momentami w solo nawet dało się zauważyć wpływy Łosia i charakterystyczne dla niego zagrywki).

Jednak dla mnie największym highlightem wieczoru było solo Wojtka w Bass Talk właśnie. Ujęło mnie, jak zaczął je zupełnie inaczej niż zwykle, by charakterystyczny główny motyw wprowadzać stopniowo. Niesamowite! Bardzo bym chciał, aby ta wersja utworu została profesjonalnie zarejestrowana.

Muzycy oczywiście zostali nagrodzeni gromkimi owacjami na stojąco - jak zwykle ten mały wrocławski klubik wręcz chyba podskakiwał w fundamentach kamienicy. Coś niesamowitego. Nawet niezbyt dobre wrażenie po niezbyt udanym supporcie udało się zatrzeć. A już za miesiąc - kolejna porcja radości :).

www.000webhost.com