PILICHOWSKI BAND
19.04.2008
Łykend
Wrocław
____________________

GALERIA

MEET & GREET

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
20.04.2008

Tym razem relacja na gorąco! Zaledwie przed paroma minutami wróciłem z kolejnego koncertu Pilichowski Bandu. Pierwsze słowo jakie ciśnie mi się na usta to: SOLID. Taki był właśnie dzisiejszy koncert. Świetnie przygotowany show, kurewnie precyzyjny i - co oczywiste - pełen radości.

Bawiłem się wyśmienicie pomimo niezbyt sprzyjających okoliczności zdrowotnych. Od 2 dni jakieś wredne zarazki intensywnie usiłują pozbawić mnie sił witalnych. W piątek było na tyle fatalnie, że zacząłem się poważnie zastanawiać, jak ja w ogóle doczłapię się do klubu. Ale aby nie było wątpliwości - ani przez moment nie było mowy o tym, aby odpuścić ten koncert!

Pomimo tego, że to już 3 raz w tym roku Pilichowski Band i 4 raz Pilich w ogóle (bo był jeszcze jeden koncert ze Squadem Marka Raduli). Ale to jest jak - taka myśl przeszła mi dziś przez głowę w trakcie trwania tego koncertu - przejażdżka kolejką górską, której wciąż nie masz dosyć. Znasz już dobrze każdy zakręt i niespodzianki, a mimo to wciąż masz ochotę stawać w kolejce i przejechać się raz jeszcze.

Koncert promował wydane niedawno DVD Electric Live nagrane w warszawskim Artbemie. Dlatego kolejność numerów a także ich aranżacje były takie same jak na nagraniu - pominąwszy drobne szczegóły, mianowicie dziś zabrakło utworu CTA, a zamiast tego usłyszeliśmy Running in a Family, a poza tym oczywiście nie było gości. Chociaż to nie do końca prawda... Ponieważ Wojtek Olszak jest zajęty pracą w studiu, na klawiszach zastąpił go Kamil Barański - który wystąpił gościnnie na DVD (grając ze składem Po Lekcjach i So What), a jeszcze do niedawna był stałym, piątym członkiem bandu. Po koncercie miałem okazję chwilę z nim pogadać i nie omieszkałem zapytać, dlaczego nie jest już regularnym muzykiem na trasach.

Pod względem muzycznym gig był oczywiście perfekcyjny - każdy pojedynczy dźwięk to zastrzyk energii, zwłaszcza w takich szlagierach jak Nowe Buty, Bass Talk czy Młyn Dobry. One zawsze bronią się same. W tym repertuarze nie ma słabego punktu - ani przez sekundę nie jest nudno. Muzycy, pomimo że są w trakcie gęstej, długiej i intensywnej trasy, w ogóle nie wydawali się zmęczeni, chociaż Bartek Papierz po koncercie zarzekał się, że było inaczej. Faktycznie w paru momentach zdawał się "nie nadążać" za tym, co się działo, ale to tylko dodało smaczku temu wieczorowi.

Pod koniec oczywiście jak zwykle poszły "pupy w górę" i było przyzwoite tańcowanko podczas Running in a Family czy powtórzonego na bis Funky. Publiczność co prawda nie była tak żywiołowa jak podczas styczniowego koncertu w tym samym klubie, ale i tak zabawa była przednia. No właśnie. A propos styczniowego koncertu, Pilich podkreślił, jak ważny był on dla niego - jako znakomita rozgrzewka przed nagraniem DVD, a także źródło świetnego materiału bonusowego na ową płytę :).

Nie zabrakło innych tradycyjnych żartów - tego o znanym, amerykańskim zespole; tego o Eurowizji; tego o wychodzeniu do spożywczaka i oczywiście jednego wielkiego żartu muzycznego czyli melorecytacji w Szyjmy na Basie. Było nawet śpiewane na życzenie publiczności "Wrocław - moje miasto, moja mama piecze ciasto". No i "jeszcze osiem, jeszcze osiem" :).

Po oczywiście trzeba było zanieść świeżutkie jeszcze Electric Live do podpisu, co stało się znakomitym pretekstem do krótkich, acz przemiłych pogawędek z każdym członkiem zespołu. Jak zwykle udało mi się dowiedzieć o prawdziwie (nomen omen) elektryzującej wiadomości - mianowicie Pilichowski Band przymierza się do nagrania płyty studyjnej (w końcu!). Premiera tejże zaplanowana jest na wiosnę 2009 - znów będzie co promować. A w międzyczasie ukaże się zapowiadana już od dawna płyta TTR2 - we wrześniu. I jak powiedział Wojtek, z tej okazji będzie musiał "niestety" jeszcze raz zawitać na koncercie we Wrocławiu. No cóż, zacisnę jakoś zęby i się chyba przejdę...

www.000webhost.com