GABRIELLA CILMI
05.06.2010
JamRock Festival
Žamberk
____________________

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
22.06.2010

Tym razem letni sezon koncertowy otworzyła Gabriella Cilmi. Pojechaliśmy zobaczyć ją po raz pierwszy na żywo, co stworzyło ciekawą analogię do roku ubiegłego, kiedy to pierwszy koncert Katie Melua w Gdańsku otworzył wakacyjny sezon koncertowy roku 2009. Tyle że tym razem zamiast brytyjskiej piosenkarki pochodzenia gruzińskiego grającej w Polsce mieliśmy brytyjską piosenkarkę pochodzenia australijskiego, o włoskich korzeniach, grającą w Czechach koncert na który pojechali Polacy :).

Wyjątkowo fajnie się złożyło, gdyż Gabriella była główną gwiazdą bardzo sympatycznej imprezy w Czechach w niewielkiej miejscowości Žamberk, położonej tuż za dawną granicą przy Bystrzycy Kłodzkiej. Wybraliśmy się tam niezawodnym Korolem dosyć wcześnie, by w spokoju rozejrzeć się, zjeść coś, a przede wszystkim - uraczyć wybornym i niedrogim czeskim piwem :).

Po dotarciu na miejsce poszliśmy wymienić bilety na opaski i na tzw. "zwiady" :). Pogoda dopisywała - było bardzo słonecznie, a nieboskłon nie był skażony nawet jedną małą chmurką. Koncerty odbywały się na zmianę na dużej i małej scenie, nazwanymi odpowiednio JamRock i Coca-Cola Stage. Natrafiliśmy akurat na ciekawy koncert czeskiego zespołu Narkotic Fields odbywający się na scenie Coca-Coli. Psychodeliczny rock z dużą domieszką nowoczesnej elektroniki brzmiał bardzo ciekawie, zwłaszcza, że całość dopełniał żeński głos nienagannie wyglądającej wokalistki :). Koncerty odbywały się zgodnie z harmonogramem niemal co do minuty, co znacznie ułatwiało planowanie uczestnictwa tylko w tych gigach, które były interesujące. Dodatkową zaletą był fakt, że prawie cała publiczność zawsze przenosiła się spod jednej sceny pod drugą, dzięki czemu nie było problemu, by dostać się pod same barierki nawet bezpośrednio przed Czilmunią.

Najpierw jednak podjechaliśmy do miasta, by w sympatycznej restauracji zjeść dobrą pizzę i popić czeskim piwem za 2 zł. Tak, piwo w restauracji za 2 zł - takie rzeczy to tylko w Czechach :). Po zaspokojeniu podstawowych potrzeb udaliśmy się z powrotem na teren festiwalu, by zrelaksować się, dolać jeszcze kilka piw i w dobrym nastroju udać się na zabawę pod scenę.

Czilmunia pojawiła się na niej prawie punktualnie, w towarzystwie swojego charakterystycznego zespołu, złożonego w połowie z murzynów, a w połowie z kolesi niczym żywcem wyjętych z duetu akustycznego Kfintet znanego ze słynnego talk-show magistra Andrzeja Strzelby. Set rozpoczął się od Invisible Girl - jednej z ciekawszych piosenek z nowego albumu. Gabs pojawiła się w zabawnej sukience, w znaczny sposób odsłaniającej jej nienaganną fizjonomię :). Zabawne było to, że co chwilę poprawiała sobie dekolt, bojąc się, że mlecze uciekną na zewnątrz, a najlepsze było to, że robiła to bez żenady, jednocześnie skacząc infantylnie i śpiewając do mikrofonu. Multitasking prawie na poziomie Hayley :).

Następnie usłyszeliśmy Robots, po którym Gabriella sięgnęła po pierwszy z dwóch tego wieczoru coverów - Cry Me A River - sympatycznej piosenki w sam raz na letni koncert na świeżym powietrzu. Potem australijska wokalistka sięgnęła do swojej debiutanckiej płyty po Awkward Game, ale szybko wróciła do nowego albumu, śpiewając jedną z moich ulubionych piosenek - Glue.

Znakomicie bawiająca się publiczność dodatkowo ożywiła się, gdy usłyszeliśmy największy hit Gabs - Sweet About Me, który otworzył dłuższą sekcję "starych" piosenek: Got No Place to Go, Sanctuary i Don't Want to Go to Bed Now. Z całą pewnością każdy kto bawił się na koncercie mógł podpisać się pod tym stwierdzeniem! Po spokojniejszym kawałku z Ten - Defender, Gabs znów zapodała klasykę w postaci Sit in the Blues, a gig zakończyły 3 dynamiczne, bardzo taneczne utwory z nowej płyty: What If You Knew, Hearts Don't Lie i oczywiście On A Mission. Publiczność żywiołowo przyjęła to zakończenie i nie chciała pozwolić tak szybko zakończyć Gabi gigu! Dlatego po krótkim acz niezwykle intensywnym wywoływaniu na scenę, zespół pojawił się na niej ponownie, by wykonać znakomitą wersję Whole Lotta Love.

Co tu dużo mówić, znakomite i infantylne otwarcie wesołego, letniego sezonu koncertowego. Pierwszy raz Czilmunia na żywo i wrażenia kapitalne. Wiedziałem, że jest ona dobrym performerem i że da dobry show, ale nie miałem pojęcia, że jest taka kontaktowa na scenie. Cały czas biegała od lewej do prawej i w drugą stronę i nie było problemu, by nawiązać z nią nie tylko kontakt wzrokowy, ale też interakcję :). Co udało mi się w czasie koncertu wiele razy, dodatkowo zwielokratniając i tak wesołą i beztroską zabawę. Pozytywna energia przepływała na okrągło między sceną a publicznością, tworząc zamknięty obieg. Na koniec zacytować chciałbym samą Gabs, która krótko po gigu napisała na swoim twitterze: "Just played a wicked festival in czech republic, awesome crowd!!" I my odegraliśmy w tym istotną rolę :).

 

 

blog comments powered by Disqus

www.000webhost.com