EWA FARNA
02.05.2011
Miasteczko
Oława
____________________

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
09.06.2011

Kolejnym koncertem majówkowego maratonu był otwierający nową trasę Ewuni festyn w Oławie. Impreza może to nieszczególnej rangi, ale niestety obecnie innych koncertów panna Farna po prostu nie gra, więc żeby ją zobaczyć na żywo, trzeba mocno zacisnąć zęby i zaakceptować miejski folklor. Na szczęście, gdy się jest już pod sceną, przestaje to przeszkadzać... Poza tym, zjedliśmy już zęby na takich koncertach, w latach 2006-2007 jeżdżąc za Hey'em bywaliśmy na naprawdę osobliwych eventach... Tym niemniej, wracając do meritum - EWAkuacja Tour rozpoczęła się w dniu moich urodzin w Oławie - był to więc zacny sposób na świętowanie!

Na miejsce gigu wparowaliśmy dosłownie na ostatnią chwilę, co oczywiście nie przeszkodziło w zajęciu dogodnych miejsc prawie pod samymi barierkami jeszcze zanim Ewunia pojawiła się na scenie (odpuściliśmy kilku dzieciaczkom).

Już od pierwszej chwili widać było, że koncert jest ciekawie wyprodukowany. Tuż za perkusją wisiała wielka kotara, a z głośników zaczęło dobiegać instrumentalne intro do piosenki Kto więcej da. Na początku kotara pełniła rolę ekranu, na którym pojawiła się wielka mordka Ewuni. Potem tylne światło podświetliło jej pupę - tej prawdziwej, stojącej na podeście za kotarą. Mocny wokal atakuje nasze uszy, ale Ewa cały czas stoi w bezpiecznej odległości, jakby oddzielona od widzów, niczym muzycy w The Wall. Jednak przy pierwszym refrenie Ewunia przełamuje nieśmiałość i wybiega zza kotary czarując publiczność swoim wdziękiem. Ewunia ubrana jest bardzo schludnie, co prawda nie ma trampek, ale czarne szpilki też jej ładnie pasują (chociaż zapewne ograniczają możliwości ruchowe), a do tego leginsy, miniówa i gustowna kurteczka, wszystko w ciemnych barwach. Zabawa rozkręca się szybko, robi się wesoło i infantylnie, nie przeszkadza nawet spora ilość dosyć małych dzieciaczków dookoła (chociaż - żeby była sprawiedliwość - nie tylko ich).

Po pierwszym kawałku Ewunia wita się z publicznością wygłaszając z charakterystycznym akcentem słowo "CZCZCZESZCZ!", tak jakby nie umiała tego powiedzieć normalnie po polsku. Po chwili zaczyna się tytułowy utwór z nowej płyty, z nieco przerobionym, bardzo dance'owym intrem. Jednak, gdy wchodzą gitary z perkusją, robi się satanistycznie i heavymetalowo :D Utwór ciepło przyjmuje publiczność, zdecydowanie błyskawicznie go rozpoznając.

Po EWAkuacji wokalistka bierze do ręki balonik z helem i wygłasza parę słów śmiesznym głosikiem. Jej wokal jednak szybko wraca do normalnego brzmienia, a kolejnym utworem który słyszymy na żywo jest Maska - piosenka, która jest singlem w Czechach. Moim zdaniem bardzo przeciętny kawałek, a wysłuchanie jej wersji na żywo nic nie zmienia w mojej opinii. Warto jednak pochwalić fakt, że prawie w każdym utworze Ewunia nieco modyfikuje linie melodyczne względem wersji albumowych, co jej się bardzo chwali. Nie inaczej było też w Masce. Układ choreograficzny uwzględniający niemalże tarzanie się po scenie w wykonaniu Ewuni także należy do sympatycznych widoków.

Trasa promuje płytę EWAkuacja, więc po chwili Ewunia wykonuje kolejną piosenkę z tejże płyty. Tym razem jest to nieco wolniejsze, spokojniejsze Nie jesteś wyspą. Kolejna dosyć przeciętna piosenka niestety, chociaż wokal Ewy słyszany na żywo ratuje nawet takie mniej udane kawałki. Mimo to na końcu Ewunia pokazuje ekstremalne wokalizy.

Potem robi się jednak naprawdę ciekawie. Najpierw oławska publiczność śpiewa Ewuni "Sto lat", chociaż to nie jej urodziny. Potem zaś Ewunia sięga do korzeni i gra kawałek z Kill'em All... No, może nie do końca, ale kawałek ze swojej pierwszej płyty. I tak, jak James instruował niegdyś publiczność przed Seekiem, tak teraz Ewunia instruuje publiczność przed Nie chcę się bać, pokazując, że mają wykrzykiwać słowo "STOP" na jej znak. Dzieje się to podczas drugiej zwrotki, a także podczas mostka i wychodzi całkiem nieźle. Sam kawałek zaś jest dosyć mocno przearanżowany - zwrotka ma zdecydowanie bardziej dance'owy podkład. Refreny to już jednak pełen szatan - wokalistka śpiewa je jeszcze mocniej, niż na płycie. Szkoda jednak, że nie posiłkowano się tradycyjną, gitarową aranżacją. Pochwalić jednak należy dodanie dialogu solówek gitary i basu. Taki posmaczek oldskulu.

Tę chwilę przerwy Ewunia wykorzystuje na to, by zmienić outfit. Pojawia się w gustownej, różowej tej... No, takim żakiecie. Marynarce. Takim czymś babskim :D Po czym siada sobie na krzesełku wraz z dwoma gitarzystami (drugim gitarzystą staje się... perkusista) i zapowiada akustyczny set. Zaczęło się coverem - Dmuchace, latawce, wiatr. Utworek całkiem przyjemnie brzmi w Ewuni ustach. Kolejnym kawałkiem jest już utwór Ewy - La la laj. Ewunia najpierw daje pośpiewać publiczności refren, a gdy powinna wejść ze zwrotką, myli się, i chce zaśpiewać drugą, zamiast pierwszej.

Następnie Ewunia przedstawia zespół, który jest złożony z dosyć osobliwych Czechów. Set akustyczny, chociaż już na stojąco, kończy Król to ty - kapitalna ballada, w nieco przearanżowanej wersji. Ja jednak preferuję wersję albumową, ale ciekawie było usłyszeć mocno zmienioną, a wciąż nową piosenkę.

Potem robi się jednak żywiołowo - Ewunia zapowiada premierowy zestaw piosenek, które "na pewno znamy" - a znać powinniśmy z radia, bo był to medley złożony z obecnych największych radiowych hitów. Zaczęło się od DJ Got Us Falling In Love niejakiego Ushera. Kawałek wybitnie dance'owy, ale w ustach Ewuni stał jakiś taki... Zacny. To chyba odpowiednie słowo. To był jednak dopiero początek. Po jednej zwrotce i refrenie piosenki Ushera usłyszeliśmy...

Znajomy motyw na klawiszach. Tak, to... California Gurls! Poczułem się jak na koncercie Katy Perry - w mig ożyły wspomnienia z niesamowitej, zeszłorocznej wyprawy do Berlina na VIP'owskie release party. Zabawa rozkręca się na dobre, a Ewunia wokalnie poradziła sobie z utworem zdecydowanie lepiej, niż sama Katy na żywo. Szkoda, że kawałek nie został wykonany w całości. Podobnie jak poprzedni, cytat zakończył się po pierwszym refrenie.

Kolejnym radiowym hitem jest Only Girl in the World Rihanny. Ewunia pokazuje, że świetnie radzi sobie z największymi hitami, wyprodukowanymi przez najbardziej znanych producentów muzyki pop - czyżby próbowała zwrócić na nich swoją uwagę?

Na zakończenie tego segmentu setlisty Ewa wraca do Katy Perry i jej najnowszego singla - E.T. Tutaj pokusiła się o dłuższy cytat, gdyż wzbogacony o mostek i ostatni refren, podczas którego słyszymy naprawdę mocny wokal i podwójną stopę! Uwielbiam Katy, ale za tą piosenką akurat nigdy nie przepadałem - Ewunia tchnęła w nią nową energię!

Ewa wraca do swojego repertuaru, wykonując najnowszy singiel z nowej płyty - czyli Bez łez. Jest to zarazem najbardziej wyczekiwany przeze mnie moment koncertu - kawałek wpadł mi w ucho już przy pierwszym przesłuchiwaniu EWAkuacji i stał się moim ulubionym w Ewuniowym repertuarze. Zabawa jest więc przednia.

Bez łez płynnie zamienia się w solo na perkusji. Całkiem niezłe, chociaż bardzo pretensjonalny styl gry perkusisty nie przypadł mi do gustu.

Po solówce Ewa wróciła znów w nowym outficie - tym razem objawiła się w czarnej, skórzanej kurtce. Do naszych uszu zaś dobiega kolejna piosenka z nowej płyty - Nie przegap. Bardzo sympatyczna, więc miło ją usłyszeć na koncercie ;) Wspomnieć trzeba o znakomitym przykładzie na to, jak Ewa zdystansowana jest do samej siebie - podczas piosenki podniosła z podłogi pluszowego Kubusia Puchatka rzuconego przez kogoś z publiki i zaczęła śpiewać słitaśnym głosikiem, zmieniając także tekst: "A my bez drogowskazów, znaleźliśmy siebie - miś i ja", po czym wykonała misiem gest ukłonu. Wspomnieć też należy o ciekawym dialogu wokalnym z klawiszowcem.

Następnie odrobina wytchnienia - i piosenka Uwierzyć, początkowo jedynie przy akompaniamencie klawiszy. Tutaj Ewa naprawdę pokazuje, na co ją stać wokalnie. Szkoda, że głośno gadająca gawiedź zakłóca odbiór ładnej piosenki. Kończąc piosenkę, Ewa kładzie się na scenie i tak leży w bezruchu przez kilka minut.

Potem dosyć dance'owo zaczynające się Zwiodę cię - które Ewa zaczyna śpiewać w seksownej, pół-leżącej pozie na przodzie sceny. "To tylko gra!"

Kolejny kawałek jest dosyć specjalny - to Ekranowa Lalka, rzecz, która nie "dostała się" na polską edycję ostatniej płyty. Kawałek fajny muzycznie, dosyć mocny, z wyjątkowo udanym, krytycznym wobec polskiego "shoł-biznesu" tekstem.

Cicho to zwiastun zbliżającego się końca koncertu. W końcu to chyba najbardziej rozpoznawalny hit Ewuni, chociaż wcale nie najlepsza piosenka w jej repertuarze. Ale gorąco powitana, ewidentnie znana przez większość publiczności i chóralnie odśpiewana. Ewunia wręcz nie musi śpiewać. Po ostatnim refrenie podest z przodu sceny wznosi się wraz z Ewunią ku górze, a w tle buchają sztuczne ognie.

Ewa znika w odmętach zakulisowych, ale publiczność wywołuje ją na jeszcze jeden utwór. Na bis polsko-czeska wokalistka wykonuje energetyczne Wyrwij się. Na scenie pojawia się w przydużym t-shircie, najprawdopodobniej rzuconym na scenę przez kogoś z publiczności. Ewunia zrzuca także szpilki, boso wreszcie mogąc trochę porządniej pohasać po scenie. Pod koniec koncertu choreografia nawiązuje do początku koncertu: Ewa wraz z zespołem staje na podeście za kotarą i wszyscy tańczą, podświetleni od dołu. A Arkapie się wydaje, że Ewunia jest naga :)

Trochę szkoda, że artystka tego kalibru, musi grać swoją trasę promującą nową, bardzo udaną płytę, na dniach wsi i innych chałturach. Ale to jest właśnie taki kraj. Może niedługo jakiś duży producent dostrzeże ją i zrobi karierę międzynarodową. Ewa w pełni na to zasługuje. To niezwykle ciekawe zjawisko na polskiej (i czeskiej) scenie muzycznej. Żeby tylko miała więcej naprawdę dobrych piosenek, bo z tym u niej trochę jeszcze kiepsko.

Koncert był bardzo udany. Nowa płyta została odegrana prawie w całości, a do tego miłe niespodzianki w postaci akustycznego wtrętu (jak to powiedziała kiedyś Kasia Nosowska, "aneksu") oraz mixu radiowych hitów, podanych w Ewuniowym, bardzo smacznym sosie. Mnie najbardziej urzeka bezpretensjonalność Ewy - a to przy tym fachu bardzo trudne. Jakimś cudem udaje jej się zachować wizerunek zwykłej, naturalnej dziewczyny, która uważa, że ten cały splendor jej się nie należy.

Na koniec warto dodać, że po koncercie skusiliśmy się na bardzo smaczne oscypki z żurawinką.

 

 

 

 

 

 

 

blog comments powered by Disqus

www.000webhost.com