EWA FARNA
16.06.2012
Rynek
Wrocław
____________________

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
05.08.2012

Na 16 czerwca przypadła potyczka Polski z Czechami w ramach pewnej głośnej imprezy piłkarskiej. Logicznym więc wyborem na "rozgrzewacza" kibiców była Ewunia. Miałem trochę obaw odnośnie tego koncertu, opartych głównie na obserwacjach tego, co się działo wokół niesławnej Strefy Kibica w dni w które były mecze reprezentacji Polski. Z drugiej strony ciekaw byłem, jak Ewa zachowa się na scenie, stojąc rozkrokiem nad granicą Polską-Czeską, a mając przed sobą kilkanaście tysięcy dzikich polskich kibiców. Spodziewałem się jednego z dwóch scenariuszy: albo próba zachowania się neutralnie i nie odwoływanie się do żadnej symboliki narodowej, albo próba "pogodzenia" obu narodów. Przeczuwałem też, że usłyszymy piosenki w czeskich wersjach.

Po wprowadzeniu się w dobre nastroje za pomocą złocistych napojów, wyszliśmy na gig jakąś godzinę przed planowanym jego rozpoczęciem. I chociaż scenę widziałem z okna, trzeba było sobie zrobić niemały spacer, by dotrzeć do wejścia do Strefy Kibica mieszczącej się na Placu Solnym. Atmosfera przeciskania się przez dzikie tłumy ludzi przypominałaby to, czego doświadczyć można na koncertach stadionowych, gdyby nie to, że 99% ludzi ubranych było w bardzo oryginalne kolory: biel i czerwień. Połowicznie podpasowałem pod ten schemat, gdyż byłem ubrany na biało, ale tylko ze względu na palące słońce.

Sprawa nie wyglądała zbyt dobrze, gdyż pomimo, że mecz miał odbyć się dopiero kilka godzin później, bydło zgromadziło się już w rynku całkiem gromadnie. Paradoksalnie jednak, im dalej od sceny, tym było trudniej, a im bliżej - tym się robiło rzadziej. Spowodowane to było rozstawieniem namiotów dystrybuujących życiodajny dla Polaka napój - piwo. Po nieco długim acz skutecznym lawirowaniu między kilkunastoma tysiącami zapijaczonych mord (czerwonych, a więc patriotycznie wpisujących się w trend tzw. barw narodowych) dotarliśmy pod samą scenę, gdzie zgromadzone były może 3 rzędy fanów Ewy. Niektórzy byli nawet normalnie ubrani. Szok!

Rolę chałturnika przyjął wielki polski idol, Robert Leszczyński. Niestety skomercjalizował się i pojawił się na scenie bez mopa na głowie. A to już nie to samo. Wraz z towarzyszącą mu partnerką zapodali budzący w moim odczuciu głębokie zażenowanie taniec-wierszyk-rymowankę na temat reprezentacji Polski. Na szczęście udało mi się to skutecznie wymazać z pamięci, bo dziś pamiętam jedynie, że takie zdarzenie miało miejsce, ale kompletnie nie pamiętam, jak owa przygnębiająca scenka dokładnie wyglądała. I całe szczęście, a na youtube wyszukiwać tego nie zamierzam.

Koncert Ewy zaczął się trochę wcześniej, niż podano w rozpisce, więc długo nie musieliśmy czekać. Ta część rynku była już w cieniu, więc nawet nie było strasznie gorąco. Ktoś, kto przygotowywał intro chyba chciał przypodobać się kibicom, gdyż było ono zrealizowane na modłę wchodzącej na boisko drużyny sportowej. No urocze, ale pora wreszcie posłuchać trochę muzyki!

Na scenie najpierw kolejno pojawiają się członkowie zespołu, aż wreszcie na końcu pojawia się Ewa: w jasnych szortach, białej bluzce, czerwonej skórzanej kurteczce, która doskonale komponuje się z jej obecnym kolorem włosów, a na policzkach wymalowane ma obie flagi: Polską i Czeską. No to już wszystko jasne, Ewa będzie "jednoczyć narody", a to niełatwe zadanie rozpoczęła inaczej niż na poprzednich koncertach, na których byłem, bo od Wyrwij się. Biega sobie uśmiechnięta Ewa po scenie, stroi głupie miny i generalnie jest w dobrej formie - miło widzieć ją tryskającą życiem, zwłaszcza po tym, jak niedawno omal go nie straciła w wypadku samochodowym.

Wyrwij się kończy się uroczym odśpiewaniem przez fanów "Dziękujemy do widzenia" na melodię ostatnich kilku dźwięków - Ewa miała w zwyczaju kończyć koncerty tym utworem i stąd to nie pasujące do danej chwili zdarzenie. Następnie bez żadnej przerwy Bez łez - mój ulubiony kawałek, świetna koncertowa rzecz z fajnie gruwiącym riffem. Tym razem utwór wykonany bez gościnnego udziału dzieci z publiki, co jest w sumie miłą odmianą po ostatnich wykonaniach.

Fajne wrażenie robi całkiem spory telebim w tle sceny, znajdujący się tam z wiadomych powodów. Podczas koncertu mamy jednak obrazek z kilku kamer, pokazujący na przemian to, co się dzieje na scenie i publikę. Jako, że stoję blisko sceny, kilka razy widać też pewnego łysego pana robiącego głupie miny :)

Następny kawałek to Nie jesteś wyspą. Nie przepadam za nim i Ewa mogłaby sobie odpuścić jego wykonywanie. Tutaj kibice zostali zachęceni do wymachiwania swoimi szalikami (w końcu jest zimno, można się przeziębić) co wygląda na telebimie zapewne dla kibiców pociesznie. Utwór ma jedną mocną stronę: całkiem fajną solówkę na gitarze, szkoda że taką krótką.

Kolejnym utworem jest bardzo sympatycznie Nie Przegap. Ewa bardzo fajnie modyfikuje na żywo linię melodyczną. Tuż przed drugą zwrotką na telebimie widać obraz z kamery która pokazuje publiczność i oto za Ewą pojawia się m.in. wielka głowa Metyka :) W środkowej części mamy zaś tradycyjny, bardzo sympatyczny dialog między keyboardem Honzy a głosem Ewy.

Uwierzyć to piękny, spokojny utwór, który Ewa wykonuje po Nie Przegap. Niestety, polskie wieśniaki musiały wykorzystać bardziej spokojną chwilę na to, aby zagłuszyć muzykę głośnym "podśpiewywaniem" nazwy kraju, w którym niefortunnie dane nam jest przebywać. W trakcie piosenki zaś odezwały się te takie kibicowskie trąbki, wuwuzele, czy jak to tam się nazywa. No nabiłbym odbytami na pal kretynów którzy nie mogą na chwilę się od tego powstrzymać. Na szczęście potem już robi się nieco ciszej i można podziwiać całkiem niezłe jak na te warunki brzmienie instrumentów i głosu Ewy.

Następny w secie mamy stareńki Nie chcę się bać - kolejna z moich ulubionych rzeczy, świetnie wypada i tym razem na żywo. Czasem tylko trochę nie rozumem, dlaczego Ewa prawie w ogóle nie śpiewa refrenów, albo śpiewa dosyć mocno odbiegające od oryginału wariacje na jego temat, no ale trudno - tak sobie wymyśliła w tym swoim polsko-czeskim móżdżku :) O śpiewaniu wyrazu "euro" zamiast "stop" rozpisywał się nie będę, postaram się udawać, że to się nie wydarzyło.

Po tym kawałku Ewa znika za kulisami, by zmienić "kostium sceniczny", a jej zespół zapodaje jakiś instrumentalny jam. To chyba jakiś cytat, ale szczerze mówiąc to niewiem z czego. Po chwili Ewa wraca w nowym stroju: brązowych kozaczkach i białym.. niewiem, żakieciku :D Osobliwe połączenie. No, byłoby chyba nawet w porządku gdyby nie te buty. Ale co ja się tam znam. No i ma jeszcze fancy okulary przeciwsłoneczne i macha pupcią w rytm tego dosyć mrocznego jamu. Potem rozbrzmiewa szybka perkusja, a to oznacza skrajnie wesoły kawałek - Śmiej się, który wszedł do regularnego repertuaru od czasu urodzinowego koncertu w Sosnowcu. W środkowej części mamy zaś podśpiewki z Ewą, niestety znów powiązane z tym, "kto wygra mecz?", co prowokuje bydło do głośnego przypomnienia wszystkim dookoła, jakie kolory nosi flaga Polski. Dobrze że to zrobili, bo zdążyłem już zapomnieć, zwłaszcza podczas Euro.

Dalej mamy trochę spokojniejszą część setu. Na pierwszy ogień bardzo ładna piosenką Bez Ciebie - którą słyszę dopiero drugi raz na żywo (poprzednio - trzy miesiące wcześniej, w Świdnicy). Bardzo ładnie to Ewie wychodzi. Kolejny utwór zaś zdażył mi się już trochę znudzić - La la laj, tym razem dla odmiany zagrane w regularnej wersji dla całego zespołu, a poza tym... po czesku! A więc trafne były moje przewidywania, że Ewa zaśpiewa coś po czesku na tej wyjątkowej okazji. Ładny to ukłon w stronę czeskich fanów/kibiców i przemyślany. O dziwo nie skończyło się wielką bijatyką pod sceną. Fajnie też usłyszeć ten w gruncie rzeczy ładny utwór bez wygłupów Ewy i różnych wariacji na temat refrenu. Ba, pod koniec dostaliśmy nawet mocno rockową solówkę gitarową w wykonaniu Marcina. Nice!

W międzyczasie Ewa znów się "przebiera", tym razem sciągnęła żakiecik :) Maska to drugi i ostatni kawałek, który słyszymy tego wieczoru w czeskiej wersji językowej. Zawsze to jakieś urozmaicenie dosyć nudnego i nijakiego kawałka. Rzecz kończy drum solo w wykonaniu Lucasa, chyba żaden, nawet najkrótszy koncert Ewy nie może się obyć bez tego elementu. Mi to osobiście nie przeszkadza :)

Ekranowa Lalka to kolejny kawałek, który świetnie wypada na żywo. Tutaj następuje też największe stężenie wygłupów Ewy: głupich min, gestów, łapania się za biust, kręcenia tyłkiem i wszystkich innych śmieszności. W pewnym momencie nad naszymi głowami przelatuje helikopter wojskowy, co nasuwa skojarzenia z Moskwą :)

Przed EWAkuacją mamy jedną z charakterystycznych dla Ewy głupotek - postanowiła zrobić "na fejsa" fotkę publiczności. Sama piosenka wypada świetnie - całkiem soczyście to brzmi na tym nagłośnieniu. Główny set zamyka piosenka Cicho - tu nie ma żadnych niespodzianek. Zgromadzeni pod sceną fani jednak wywołują muzyków na bis i zapada dyskusyjna wobec charakteru imprezy decyzja, że zostanie zagrany Deszcz. Piękna piosenka, niestety część zgromadzonego bydła nie potrafi się zachować i znów zaczyna swoje idiotyczne krzyki. No cóż, trudno. Niektórym udało się przedwcześnie poschodzić z drzew i taki tego efekt.

Gdyby nie ta cała "biało-czerwona" otoczka, koncert byłby bardzo udany. Dobry przekrój przez kawałki, Ewa w świetnej formie i dobrym humorze - jest radość :) Po ostatnim kawałku natychmiast udaliśmy się do wyjścia, które znajdowało się po naszej prawej stronie, więc na szczęście wróciliśmy spod sceny do domu znacznie szybciej, niż szliśmy z domu pod scenę. A mecz leciał już na monitorze komputera :)

 

 

 

 

 

blog comments powered by Disqus

 

 

www.000webhost.com