AMY MACDONALD
07.04.2019
Gasometer
Wiedeń
____________________

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
26.06.2019

Po ubiegłorocznym koncercie plenerowym w Dreźnie, byłem przekonany, że oto zobaczyłem Amy Macdonald po raz ostatni na żywo w cyklu płytowym Under Stars. I poniekąd tak było, ale nie do końca. Amy bowiem znalazła sobie nieco leniwy pretekst, żeby wyruszyć ponownie w trasę w 2019 roku - uznała, że pora wydać składankę. Nigdy specjalnie nie pochwalałem takich zachowań, ale skupmy się na pozytywach: wydawnictwo przyniosło trzy nowe piosenki, a trasa koncertowa mocno odświeżoną formułę i setlistę.

My też postanowiliśmy coś odświeżyć w koncepcji naszego wyjazdu. Bo że Amy przy tej okazji zobaczyć trzeba, nie mieliśmy wątpliwości. Ale może w takim razie wybierzemy się gdzieś, gdzie jeszcze nie byliśmy, a nie znowu do tego samego Berlina? Padło więc na Wiedeń, w którym nie byłem od koncertu Metalliki w 2007 roku i którego tak naprawdę nie miałem okazji w ogóle poznać. A w Wiedniu intrygujące venue - Gasometer, czyli sala koncertowa w jednym z czterech okrągłych budynków pełniących niegdyś funkcję zbiorników gazu.

Koncert odbywał się w niedzielę, a Gasometer to obiekt znajdujący się w dzielnicy przemysłowo-handlowej, ludziom więc nie spieszyło się zanadto z ustawianiem się w kolejkę. Gdy więc zjawiliśmy się na miejscu w godzinach popołudniowych, pod bramami czekała zaledwie garstka ludzi. Z pełnym luzem można więc było udać się na posiłek, trochę sobie odpocząć i nieco później ustawić się w kolejkę, nie tracąc szansy na dobre miejsca w pierwszych rzędach pod sceną. Tak też zrobiliśmy, a gdy wróciliśmy na miejsce, przed nami było z 20-30 osób, co nie zaprzepaściło szans na optymalne miejsce blisko sceny.

Po wejściu do venue zajęliśmy znakomite miejsca w trzecim rzędzie niemal dokładnie na wprost centralnego mikrofonu. Atmosfera była tak luźna, że zdołałem jeszcze wyjść do baru, w małym zamieszaniu zakupić kubek złocistego napoju i wrócić w to samo miejsce pod sceną. Uwielbiam takie sytuacje, gdy mogę tego dokonać we względnym komforcie, nie obawiając się, że stracę cenne miejsce pod sceną. A złocisty napój spożyty przed gigiem potrafi bardzo pozytywnie wpłynąć na ekscytację wynikającą z antycypacji występu ulubionego artysty. Tak też było w tym przypadku i po kilku haustach nie mogłem się już doczekać pojawienia się Amy na scenie.

Zanim to się mogło stać, trzeba było jeszcze przetrwać występ supportu w postaci Rosborough. Zespół niestety przeciętny, a jego liderowi, od którego nazwiska wzięła się nazwa, daleko do charyzmy, jaką zaprezentował chociażby Newton Faulkner otwierając koncert Amy w Royal Albert Hall. Ot, takie typowe gejowskie granie, a ja nie przepadam jak faceci grają jak baby. Jak baba to może grać co najwyżej baba, a jak baba gra jak facet, to już w ogóle jest kosmos i tak właśnie było, gdy na scenie pojawiła się Amy!

Może zacznę nietypowo, bo od aspektu wizualnego. Nietypowo, bo chociaż lubię, gdy wokalistki prezentują się na scenie w sposób zgodny z moim poczuciem estetyki, to jednak u Amy nigdy nie przywiązywałem do tego wielkiej wagi. W zeszłym roku Macdonald zaprezentowała swoje nowe oblicze - mocno rozjaśnione i nieco "napuszone" włosy. Tym razem blond znacznie jaśniejszy, włosy krótsze i wyprostowane. Eksperyment fryzurowy o dziwo całkiem udany, bo jej ten look pasuje. Ale będąc bardzo blisko sceny po raz pierwszy dostrzegłem, że ta młodsza ode mnie tylko o 3 lata pani zaczyna się starzeć. Ale starzeć w sposób zacny - na jej twarzy zaczynają gościć rysy mądrości. Trudno jest mi to opisać. Amy po prostu jest jak wino i to zarównie muzycznie, jak i estetycznie.

No ale przejdźmy do tego co najważniejsze, czyli muzyki! Pomysł na trasę był stosunkowo prosty i genialny zarazem. Jest to rozwinięcie akustycznej trasy, w którą Amy wyruszyła w drugiej połowie 2017 roku. Widziałem ją wówczas na żywo dwa razy - w maciupkiej Omearze i w nieco większym kościółku w Hackney. Tym razem skład poszerzono o sekcję smyczkową w postaci skrzypaczki i wiolonczelistki. Basista (którym tym razem wyjątkowo nie był charakterystyczny Jimmy Sims) oczywiście często sięgał po kontrabas, odstawiono wszelkie instrumenty elektryczne, a Amy wyjątkowo często nie akompaniowała sobie na gitarze, by pozwolić pianinu wyjść na pierwszy plan. W efekcie koncert brzmiał naprawdę świeżo i zaskakiwał aranżacjami, mimo że większość utworów mogłem już usłyszeć na żywo co najmniej na jednym z poprzednich gigów.

Skoro mowa o repertuarze, ciekawe było to, że tym razem starano się zachować w miarę równy balans pomiędzy płytami. W końcu to trasa podsumowująca pewien etap kariery Amy, więc miło było zobaczyć trochę miłości także dla na ogół pomijanej drugiej płyty, A Curious Thing. Najwięcej nadal było z Under Stars, którego się już nasłuchaliśmy podczas sześciu gigów w ramach tego cyklu płytowego. Były więc obowiązkowo single Dream On, Automatic i Down By the Water, podczas którego Gasometer pięknie rozświetlił się od "zapalniczek". Pojawiły się także trzy poruszające ballady Leap of Faith, Never Too Late i Prepare to Fall. Mnie zaś najbardziej ucieszyło moje ulubione The Rise & Fall, które usłyszałem na żywo dopiero po raz czwarty. Tak, wiem, brzmi to nieco absurdalnie, ale wolałbym żeby akurat ta piosenka była grana na każdym gigu :)

Z poprzedniego albumu, Life in a Beautiful Light, pojawiły się tylko trzy utwory. Tym większą niespodzianką było pojawienie się, obok standardów w postaci utworu tytułowego i Pride, zagranego po raz pierwszy na tej trasie Left That Body Long Ago. Tą wzruszającą balladą Amy otworzyła segment bisowy, a wykonanie poprzedziła historią swojej babci, która chorowała na Alzheimera. I to właśnie o babci traktuje ta piosenka. Historia opowiedziana przez Amy nadała niezwykłego waloru emocjonalnego temu wykonaniu, który czuła chyba każda osoba obecna tego wieczoru w Gasometer.

Przechodzimy do wspomnianego wyżej, nieco "zapomnianego" A Curious Thing. Było obowiązkowe Spark, nieco mnie obowiązkowe Don't Tell Me That It's Over i jeszcze mniej obowiązkowe Give It All Up, które usłyszałem na żywo jedynie raz - w Hackney. Największym rarytasem jednak było What Happiness Means to Me, które usłyszałem po raz pierwszy na żywo i które zamknęło główny set - zostało zagrane zaraz po This Is the Life.

A skoro mowa o pierwszej płycie, to oprócz oczywistego tytułowego kawałka, nie mogło zabraknąć mojego ulubionego Mr Rock & Roll, który jak zwykle jako pierwszy naprawdę rozruszał publiczność, nieco mniej porywającego Run i znakomitego Poison Prince, zagranego na sam koniec. Tutaj nie było niespodzianki - na koncertach akustycznych to właśnie ten kawałek jest grany na ostatni bis zamiast Let's Start a Band.

Spośród trzech nowych utworów, które znalazły się na promowanej składance, zagrany został tylko jeden - tytułowy Woman of the World. Trochę szkoda, tym bardziej, że usłyszeliśmy go na żywo już rok temu w Dreźnie. I chociaż pozostałe utwory w postaci Come Home i This Time's Everything może nie powalają, to byłyby chyba jednak ciekawszymi pozycjami w repertuarze, niż nieco zbyt zachowawcze i monotonne Woman of the World.

Trochę pomarudziłem na repertuar, w końcu był to mój siódmy koncert Amy w ciągu trzech lat. Ale tak naprawdę nie ośmieliłbym się powiedzieć ani jednego krytycznego słowa na temat warstwy muzycznej. To była, jak zawsze zresztą u Amy, muzyczna uczta o najwyższych możliwych walorach brzmieniowych i artystycznych. Nowe aranżacje zachwycały i zaskakiwały, a każda sekunda tego gigu pieściła ucho i napełniała ducha radością i wzruszeniem. Po tym się poznaje prawdziwych artystów, że pozwalają odczuwać skrajne emocje pod sceną - Amy niewątpliwie do nich należy.

Należy też do żartownisiów i anegdociarzy. Gawęd było wyjątkowo dużo tego wieczoru w Wiedniu, nawet jak na Amy. Najbardziej utknęły mi w pamięci interakcje z natarczywym fanem Benjaminem, który ustawił się w pierwszym rzędzie dokładnie na wprost Amy i wychodził z siebie, by ta go zauważyła. Wziął ze sobą dużą kartkę papieru, na której napisał, że to jego siódmy koncert (wielkie rzeczy) i że jego marzeniem jest ją poznać. Nie jest tajemnicą, że Amy należy do artystów stroniących od M&G. Pojechała trochę po bandzie z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru, komentując, że Benjamin ma gówniane marzenie. Może to brzmi trochę szorstko, ale może też potrzebny jest czasem taki hardkorowy przypominacz dla tych, którzy wynoszą swoich idoli na piedestał, że to nadal są przede wszystkim ludzie.

Ale to nie wszystko! W późniejszej części koncertu Benjamin zaczął natrętnie wymachiwać płytą i krzyczeć do Amy, żeby mu ją podpisała. W odpowiedzi ta, wyraźnie podirytowania zachowaniem nadgorliwego fana, rzekła mniej więcej coś w stylu: "Słuchajcie, ja tu gram koncert, pozwólcie mi się skupić na mojej pracy". Aby jednak Benjamin nie płakał, ktoś z obsługi zabrał płytę od delikwenta i przyniósł mu ją podpisaną po gigu.

Tego wieczoru w Gasometer zebrało się niemal trzy tysiące fanów, wypełniając pozbawioną miejsc siedzących salę po brzegi. Amy ogłosiła, że był to najgłośniejszy jak dotąd koncert trasy, a potem za pośrednictwem Instagrama także, że najcieplejszy. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby odbył się dwa lub trzy miesiące później - tego dnia w Wiedniu wcale nie było upału. Ale atmosfera w venue była gorąca. Publiczność naprawdę reagowała żywiołowo, ale w sumie poza niefortunnym koncertem w Polsce, czyniła to za każdym raziem - niezależnie, czy Amy grała w Anglii, Niemczech, czy Austrii.

A mi w pamięci najbardziej utknął mój mały prywatny moment, kiedy to moje i Amy spojrzenia zakleszczyły się na kilka sekund, podczas których szeroko się do niej uśmiechnąłem, co zostało przez nią serdecznie odwzajemnione. Dla takich momentów warto pokonywać setki kilometrów i mam wrażenie, że moja drobna interakcja miała większą wartość dla obu stron, niż uporczywe zabiegi nieszczęsnego Benjamina.

Poprzednie koncerty Amy Macdonald:

21.11.2016 AMY MACDONALD Islington Assembly Hall, London, UK R  
24.03.2017 AMY MACDONALD MTP2, Poznań, POL R  
03.04.2017 AMY MACDONALD Royal Albert Hall, London, UK R  
29.08.2017 AMY MACDONALD Omeara, London, UK R  
08.11.2017 AMY MACDONALD St John at Hackney Church, London, UK R  
19.07.2018 AMY MACDONALD Junge Garde, Dresden, GER R  

blog comments powered by Disqus

 

www.000webhost.com