BEA MILLER
23.09.2019
O2 Academy Islington
London
____________________

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
03.10.2022

Ten koncert to niezwykle rzadki w moim przypadku przypadek przypadkowego pójścia na koncert. No dobra, to nie do końca prawda, ale chciałem, żeby powyższe zdanie zabrzmiało śmiesznie.

Właściwe słowo to "spontaniczny". To był rzadki przypadek spontanicznego pójścia na koncert. W zasadzie tak z czapy to jestem w stanie sobie przypomnieć tylko jeden taki przypadek (kurczę, znowu te przypadki). A sytuacja, która mi przychodzi do głowy, miała miejsce również w Londynie, podczas moich pierwszych dni tam spędzonych w odległym czasowo, lecz niebywale pamiętnym roku 2013. Mając wówczas jeden z ostatnich w moim życiu wolnych wieczorów (czego wówczas młodzieńczo naiwny ja zupełnie nie byłem świadom) postanowiłem udać się na koncert w okolicy - taki, jaki będzie. A że pomieszkiwałem wtedy przy Marble Arch, to wylądowałem w bluesowym barze, w którym grał nieżyjący już dziś londyński mistrz wesołego bluesa czyli Jimmy C. Oj, co to był za wieczór...

No właśnie, spontaniczne gigi mogą okazać się wcale nie gorsze od tych nie-spontanicznych. Lecąc we wrześniu 2019 roku w odwiedziny do mojego wiernego towarzysza życiowej niedoli Fixa wiedziałem tylko, że plan jest taki, żeby zaliczyć jakiś koncert. Po przybyciu na miejsce zaczęliśmy przeglądać w sieci, co też się dzieje na mieście. Londyn jest miastem, w którym nie ma chyba dnia, w którym przynajmniej w paru miejscach nie gra się wieczorem muzyki na żywo. To było oczywiste, pozostało znaleźć to miejsce, w którym będziemy czuć się najlepiej.

W oko natychmiast wpadła nam Bea Miller. Ze zdjęcia wynikało, że nie jest stara i że nie zmaga się z nadwagą. Dysponując gwarancją, że nasze zmysły estetyczne nie zostaną pogwałcone, mogliśmy z większą uwagą zastanowić się, czy ma ona nam coś do zaoferowania również muzycznie. Wrzuciliśmy na playlistę kilka utworów i okazało się, że nawet da się tego słuchać. Co w przypadku młodych artystek, zwłaszcza takich, których muzyczne korzenie sięgają, ekhm, X Factora, wcale nie jest takie oczywiste.

A zatem 23 września roku pańskiego 2019 wylądowaliśmy w O2 Academy w dzielnicy Islington. Niestety, za co niezmiernie mi wstyd, nieco spóźnieni, bo zmagaliśmy się ze zmuleniem po degustacji wysokoprocentowych trunków nocy poprzedniej. Jak to my. W dawnych czasach. Bo teraz to pewnie obudzilibyśmy się dzień po koncercie, albo nawet 2 dni później. W każdym razie, pamiętam, że mieliśmy jakieś problemy ze znalezieniem klubu po wyjściu z metra, bo jednak była to pierwsza wizyta w tym klubie. Pamiętam, jak miły ochroniarz-murzyn sprawdzał nam bilety, gdy w oddali było słychać już pierwszy kawałek dobiegający zza drzwi klubu.

Ale dotarliśmy na miejsce. I nastąpił miły efekt przejścia przez magiczne lustro i wejścia w świat, gdzie energia jest na innym poziomie. Tak, na scenie była raptem 20-letnia wokalistka. Tak, pod sceną były głównie dziewczęta nie starsze od artystki. A jednak poczuliśmy się jak w domu. Panowała radosna, imprezowa aura. Można było się zrelaksować bez nerwowego zaciskania pośladów w obliczu podejrzanie zbliżającego się od tyłu starego harleyowca. Poczułem klimat naszych peakowych koncertowych infantylnych wypraw sprzed wówczas dokładnie 10 lat. A więc - jak widać - nadal się da. Trzeba tylko wybrać się na koncert targetowany na 15-letnie dziewczęta.

Ale żeby nie było. Koncert zaskoczył nie tylko klimatem, ale także poziomem muzycznym. Bea pojawiła się na scenie w towarzystwie pełnoprawnego, organicznego zespołu, składającego się z żywych muzyków. Była perkusja, gitara elektryczna i klawisze z różnymi brzmieniami. Miało to ręce i nogi, było świetnie nagłośnione (także nie za głośno!), a Bea śpiewała w 100% na żywo i radziła sobie świetnie. Brzmi trochę inaczej niż na swoich wcześniejszych nagraniach, bo nieco zmieniła styl śpiewania. Ale moje ulubione Repercussions (wybacz Beatrice, ale nienawidzę pisania tytułów piosenek z małej litery) zabrzmiało równie dobrze i relaksująco z bardziej szorstkim, chciałoby się powiedzieć przepitym głosem Bei (Bey?). Poza tym docenić należy imponującą swobodę, z jaką młoda artystka poczyna sobie na scenie, plus znakomity kontakt z publicznością i umiejętność bezpretensjonalnego "dyrygowania" świetnie bawiącymi się ludźmi.

Kurczę, warto było! Mały przepity kurwiszonek okazał się kulką ognistej energii. Może nie wszystkie piosenki do mnie przemawiają na poziomie muzycznym czy merytorycznym, ale to nie miało znaczenia. Dla wzniosłych duchowych przeżyć chodzi się na inne koncerty. Czasem warto bez zastanawiania się nad tym, czy wypada, po prostu zamówić piwko za 3,5 funta i pójść poskakać pod sceną z młodymi dziewczętami.

 

www.000webhost.com