JEAN-LUC PONTY
05.03.2020
Synagoga pod Białym Bocianem
Wrocław
____________________

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
10.10.2022

Na ten koncert wybrałem się dwoma rzutami na taśmę. Jeden rzut na taśmę wynikał z tego, że nie planowałem iść na ten koncert, ale dzięki mojemu uprzejmemu kamratowi okazja taka nadarzyła się i postanowiłem z niej skorzystać. Drugi rzut na taśmę zaś wynikał z tego, że był to ostatni moment, zanim covidowe szaleństwo zlikwidowało możliwość uczestniczenia w koncertach na żywo na niemal 2 lata.

Jean-Luc Ponty'ego znam jedynie z jego krótkotrwałej kolaboracji z Aldem Di Meolą. Kolaboracja na nazywała się Rite of Strings, uczestniczył w niej także basista Stanley Clarke i zaowocowała albumem studyjnym, jak i koncertowym DVD. Twórczości solowej Ponty'ego więc za bardzo nie znałem, bo jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze. Jego specyficzne brzmienie elektrycznych skrzypiec nigdy do mnie do końca nie przemawiało, mimo że oczywiście poważałem go jako uznanego artystę. Mimo wszystko, okazji do zobaczenia muzyka tej rangi na żywo nie należy przegapiać, zwłaszcza, że nigdy nie wiadomo, czy nie jest to ostatnia okazja.

Ponty w bocianiej Synagodze we Wrocławiu pojawił się w znakomitym składzie. Na fortepianie towarzyszyła mu jego córka Clara, a wspierała ich wybitna sekcja rytmiczna w składzie: wiecznie uśmiechnięty basista Guy Nsangué Akwa oraz kosmiczny perkusista Damien Schmitt. I to właśnie sekcja rytmiczna skradła całe show w mojej ocenie. Basista, jak już napisałem wyżej, dosłownie non stop się uśmiechał, a frajda, którą miał na scenie udzielała mi się przez cały koncert. Obserwowanie jego pozytywnej aury było wartością samą w sobie, a jeśli dodać do tego nieprzeciętne umiejętności gry na instrumencie, stwarza to mieszankę wybuchową.

Nie mniej wybuchowy był perkustista. Może jego wygląd był nieco niepozorny, bo wyglądał raczej jak "cherlawy chłopaczek", ale co ten gość wyczyniał na bębnach, to ciężko opisać słowami. To było z całą pewnością jedno z najlepszych solo na perkusji, jakie w życiu widziałem jeśli nie najlepsze. Na następny koncert z udziałem Damiena wezmę na wszelki wypadek dwie czapki, bo ilość zaskakujących technik i zagrywek niemal zdmuchnęła mi tę, którą przykryłem moją łysą głowę.

Pozytywne wrażenie wywarła także Clara Ponty. Nie tylko znakomicie radziła sobie z instrumentem, ale było także widać, że gra z ojcem sprawia jej nadzwyczajną satysfakcję. Poza tym, w repertuarze znalazły się aż cztery jej kompozycje: Echo, Jubilation, Mind Spin i The Embrace. Resztę stanowiły kompozycje Jean-Luca, zdominowane przez reprezentację Enigmatic Ocean, w tym tytułową suitę.

Było to niezwykle ciekawe doświadczenie muzyczne i jestem niebywale wdzięczny za to, że mogłem obserwować je z pierwszego rzędu, tuż obok zestawu perkusyjnego nadzwyczajnego Damiena. Nie na każdym koncercie zdarza się, że uśmiecham się dosłownie przez cały czas jego trwania, ale tym razem tak było (aż rozbolała mnie szczęka). Ale obserwowanie nadzwyczajnej wirtuozerii muzyków nie mogło wywołać żadnej innej reakcji. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że następnej przygody muzycznej doświadczę dopiero za 2 lata...

blog comments powered by Disqus

 

www.000webhost.com