MADRUGADA
02.04.2022
Alter Schlachthof
Dresden
____________________

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
29.04.2023

Powrót do post-covidowego życia koncertowego rozpoczął się dwiema klamrami. Pierwszą klamrą był wrocławski koncert Steve'a Hacketta (więcej na ten temat pisałem w stosownej relacji). Druga klamra to gig Madrugady - pierwszy mój zaplanowany post-covidowy koncert był nie tylko tego samego zespołu, ale też dokładnie w tym samym venue, co ostatni zaplanowany koncert przed-covidowy w 2019 roku. Na tej symbolicznej klamrze podobieństwa się jednak kończą, bo okoliczności tym razem były zupełnie inne - zespół wydał nowy album z premierowym materiałem, pierwszy od 2008 roku.

Wiadomo więc było, że repertuar ulegnie znacznemu odświeżeniu. Ale zanim to się stało, trzeba było dostać się do venue. Warto wspomnieć, że to nadal były resztki covidowych obostrzeń, a zwłaszcza w Niemczech przestrzegano ich dosyć skrupulatnie. Na bramce sprawdzano więc certyfikaty szczepienia i wchodziło się do środka w maskach. W środku szybka wizyta w barze, bo gig Madrugady bez zacnego trunku w dłoni to nie to samo. Znakomicie sprawdził się wymyślony przy poprzedniej okazji patent kupienia od razu dwóch piw, żeby nie tracić miejsca pod sceną, a potem włożenie jednego kubeczka w drugi.

Tym razem wyjątkowo pozytywnie zaskoczył support. A był nim norweski zespół Darling West. Co grają? Jak sami siebie określają na Instagramie - gatunek muzyczny to "cosmic folk/indiepop". Nie jestem wielkim fanem szufladkowania muzyki, dla mnie najważniejsze było to, że nawet mi się podobało. Nie był to support męczący, a wręcz całkiem przyjemnie umilający wprowadzanie się w odpowiedni nastrój zacnym złocistym napojem.

W końcu jednak przyszła pora na Madrugadę. Zmiany w repertuarze słyszalne były już od samego początku, bo wysłużony Vocal w roli otwieracza zastąpiony został nowością w postaci Nobody Loves You Like I Do z najnowszego albumu, Chimes at Midnight. Nie jestem wielkim fanem tego kawałka w wersji albumowej, ale jak to zwykle bywa w takich przypadkach, nawet przeciętne utwory zyskują na żywo, dzięki emocjonalnemu wykonaniu i znakomitemu brzmieniu, które jak zwykle w przypadku Madrugady powala.

Reprezentacja nowego albumu kontynuowana była w formie Running from the Love of Your Life - utworu znacznie ciekawszego i doskonale trafiającego w ten mroczno-romantyczny klimat, z którego zespół słynie. Wspaniale było usłyszeć na żywo pięknie wybrzmiewające akordy krótkiego, ale niezwykle efektywnego instrumentalnego outro. Zanim zespół wrócił do klasyki, usłyszeliśmy jeszcze jeden utwór z nowej płyty - Slowly Turns the Wheel.

Wybór klasyki w przypadku takiego zespołu jak Madrugada, jest podwójnie trudny w przypadku koncertu promującego nowy materiał. Po pierwsze, wiadomo, że trzeba skoncentrować się na nowym repertuarze. Po drugie, dla zespołu, który ma tak wiele udanych płyt i tak wiele znakomitych utworów, dokonanie tego wyboru zawsze będzie wiązało się z pominięciem części utworów ważnych dla znacznej grupy fanów. Reprezentacja "staroci" zaczęła się od Hands Up - I Love You - utworu z The Nightly Disease, bez którego mógłbym się obejść. Dodatkowo słyszałem go już wiele razy na koncertach w 2019 roku. Ale dajmy jeszcze Madrugadzie szansę!

Póki co jednak zespół wrócił do nowości i zaserwował Help Yourself to Me. Po chwili jednak znów wybrzmiała klasyka w postaci Electric - utworu zaskakująco wcześnie umieszczonego w setliście. Przypomnijmy, że w czasach trasy promującej reedycję Industrial Silence przesunięto go na koniec setlisty, jako ten "największy przebój" z albumu. Niezależnie jednak od miejsca w secie, cieszę się, że tego obowiązkowego kawałka nie zabrakło tego wieczoru w Dreźnie.

Po kolejnej nowości w postaci nadmiernie spokojnego, ale bardzo przyjemnego Imagination zespół na dłużej wrócił do klasyki, serwując wyśmienite jak zawsze Only When You're Gone, Majesty, Black Mambo, Salt i... Look Away Lucifer. Tego ostatniego, jednego z moich ulubionych kawałków Madrugady, jeszcze nie zdarzyło mi się usłyszeć w wykonaniu tego zespołu. Pojawiał się na solowych gigach Siverta, ale to jednak nie to samo. Tego wieczoru w Dreźnie zabrzmiał wyjątkowo dobrze, głęboko, z magiczną mocą i głębią. Był to zdecydowanie mój ulubiony moment całego koncertu.

Po Strange Color Blue zespół wrócił do Chimes at Midnight z wiodącym singlem - trochę momentami za bardzo przypominające Kids - Dreams at Midnight i tak oto zakończyła się główna część setu. Madrugada jednak słynie z długich "bisów", więc zdecydowanie nie oznaczało to końca tej muzycznej uczty.

Segment bisowy otworzył mój ukochany Vocal, a więc niejako było to przywołanie klimatu otwierającego wszystkie gigi w 2019 roku. Dalej jeszcze chwilowa odskocznia w kierunku nowej płyty w postaci Stabat Mater i Call My Name, by od tej pory wrócić do starego repertuaru już do końca koncertu. Usłyszeliśmy jeszcze: jak zawsze cudownie bujające What's on Your Mind, Blood Shot Adult Commitment (po raz pierwszy na żywo w moim przypadku, otwierający utwór z płyty Grit z 2002 roku), Kids oraz klasycznie łamiące serce Valley of Deception na sam koniec.

Gdy wybrzmiały ze sceny ostatnie dźwięki grane na żywo, zespół w charakterystyczny dla siebie sposób żegnał się przez kilka minut z publicznością, a w tle sceny logo zespołu podświetliły w subtelny sposób barwy flagi ukraińskiej.

Madrugada jest jak dobre wino. Im starszy jest ten zespół, tym lepiej brzmi na scenie. Może Chimes at Midnight to nie jest ich najlepszy album w karierze, ale nowe utwory obroniły się w wersjach koncertowych. Po prostu należy ich słuchać na żywo, z tym przepysznym, masywnym i wysublimowanym nagłośnieniem. Niestety, zabrakło mojego ulubieńca w postaci Empire Blues, ale trochę domyślałem się, że zespół może go pominąć, bo klimatem mocno odstaje od reszty repertuaru. Ale szkoda - bo myślę, że świetnie by się sprawdził na żywo i rozruszał nieco publiczność!

Występ Madrugady w Dreźnie był tradycyjnie już magiczny. Uczucie ponownego doświadczania muzyki na żywo po tak długiej przerwie zdawało się być wręcz nierealne. Pamiętam, że był taki moment, mniej więcej rok wcześniej, że nie byłem już nawet pewien, czy muzyka na żywo będzie mogła kiedykolwiek powrócić. Cieszę się, że to przeczucie okazało się błędne. To trochę tak, jakby te dwa lata się nie wydarzyły i kontynuujemy dokładnie tam, gdzie przerwaliśmy w 2019 roku. Trudno jest mi sobie wyobrazić lepszy koncert na dobry początek tego zupełnie nowego rozdziału doświadczania muzyki na żywo. Mam wrażenie, że teraz doceniam ją jeszcze bardziej i od tej pory, każdy koncert będzie się naprawdę liczył.

Gdy tych pięcioro ludzi zbiera się razem na scenie, dzieje się czysta magia. Lecz tym razem miałem poczucie uczestniczenia w prawdziwej celebracji. Celebracji ich nowego albumu i celebracji bycia znów razem w tym cudownym stanie wymiany energii w kontekście muzyki granej na żywo. Nie mogę doczekać się kolejnych przygód w trasie z Madrugadą.

Poprzednie koncerty Madrugady:

16.02.2019 MADRUGADA Columbia Theater, Berlin, GER R  
20.03.2019 MADRUGADA Niebo, Warszawa, POL R  
20.04.2019 MADRUGADA Columbiahalle, Berlin, GER R  
03.08.2019 MADRUGADA Verdens Ende, Tjøme, NOR R  
27.09.2019 MADRUGADA Alter Schlachthof, Dresden, GER R  

blog comments powered by Disqus

 

www.000webhost.com